O mnie

Nazywam się Marcin i jestem dystrofikiem. Nie będę się baardzo rozpisywał  czym jest dystrofia, albo czym nie jest, powiem tylko że jest to niepełnosprawność, która nie daje się nudzić i ciągle czekają na mnie nowe i nieodkryte możliwości. 

Z wykształcenia informatyk, prywatnie, życiowy partner wspaniałej kobiety i ojciec rozbrykanego 13 latka.

Od zawsze pragnąłem stworzyć takie miejsce żeby, pokazać że niepełnosprawność nie jest wyrokiem, można tworzyć i działać po mimo. Wiem, że na samym początku dla wielu osób może wydawać się to dziwne, tym bardziej zapraszam do czytania, komentowania, korzystania, działania i wdrażania treści.

Przez ponad dwadzieścia lat chodziłem. Później podczas mojej dalszej edukacji, złamałem nogę, co w dystrofii mięśniowej może oznaczać koniec chodzenia. Więc wypadek sprawił, że pewien etap w życiu zakończyłem i rozpocząłem nową ekscytującą przygodę.

Zawsze podchodziłem zadaniowo do stawianych mi przez życie pytań. Mogłem oczywiście się kompletnie załamać, zmianą mojej sytuacji życiowej. Zacząć użalać się nad sobą, wpaść w nałogi i macki alkoholizmu podszytej depresją. I wiecie co? Byłbym usprawiedliwony w opinni ludzi, bo przecież on ma tak ciężką sytuację, potrzebuje się odstresować, a co ma innego zrobić i taka tam dalsza racjonalizacja. 

Rzecz w tym, że taki stan nie sprawiłby mi przyjemności. Działanie w dążeniu do osiągnięcia najlepszego stanu zarówno mentalnego, fizycznego sprawia mi przyjemność.

Życie z dystrofią to jak jazda na krawędzi, nigdy nie jestem pewien dokąd to będzie zmierzało. 

Ciągła konfrontacja z niemożliwością zrobienia jakiejś czynności, jest niczym pływanie w lodowatej wodzie. Pytanie kiedy coś pójdzie nie tak? Inaczej było kiedy chodziłem robiąc podstawowe czynności, a inaczej jest odkąd poruszam się na wózku. 

Podczas tych częstych zmian, wyrobiłem w sobie elastyczność i patrzenie z różnych punktów “widzenia”. 

Nie ma jednej rady na wszystko, często muszę podjąć wiele prób, zanim uda mi się wykonać daną czynność. 

Kiedy w 2007 r “usiadłem” na wózek nie wiedziałem jak się na nim poruszać,  jakie są ich rodzaje, co mi będzie potrzebne do tego żeby było lżej napędzać ten nowy pojazd. 

Tak samo było z ćwiczeniami, kompletna zmiana wszystkiego i to na każdym polu. Wcześniej miałem swoją ławeczkę do ćwiczeń, na której wyciskałem leżąc oszałamiający ciężar 8 kg. I wiedziałem, że będę musiał się z nią pożegnać i rozpocząć nowy etap poszukiwania zarówno przyrządów jak i samych ćwiczeń.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, niż podzielić się z wami, drodzy czytelnicy, wrażeniami z podróży w nieznane. A cóż to jest za podróż! Czuje że dopiero wszystko się rozpoczyna.